Jak byłam nastolatką to miałam całkiem fajne, wyraziste brwi. Jak wiele nastolatek miałam wiele kompleksów, ale akurat te brwi lubiłam.
Kiedy zaczęły trochę za mocno rosnąć sięgnęłam po pęsetę, żeby tak troszkę je uregulować. Mama, która jako nauczycielka naoglądała się wielu dramatów za mocno wyskubanych brwi, namówiła mnie, żeby na pierwszą regulację pójść do kosmetyczki.
Pani kosmetyczka była przeurocza, było swojsko i sympatycznie. Niestety, pani kosmetyczka miała też wysokie standardy dotyczące urody. Postanowiła trochę złagodzić moje rysy i zaokrągliła te ostre linie, które tak bardzo mi się podobały. Potem przez resztę życia skubałam brwi przynajmniej raz w tygodniu, bo nie lubiłam jak odrastały kłujące włoski. Jakoś tak wydawało mi się, że trzeba utrzymywać ten nadany kształt.
Po zachorowaniu na białaczkę dostałam zakaz jakiejkolwiek depilacji, nawet golenia się maszynką. Po przeszczepie brwi stały się całkiem przeźroczyste i zniknęły na jakiś czas.
Barwnik w końcu wrócił do włosów i wiecie co? Okazało się, że odzyskałam swój dawny kształt. Znowu jestem sobą, no i nie muszę już nic skubać, dobrze mi tak jak jest.
No i super 🙂 Świetne są.